Wednesday, June 17, 2009

Madonna del Ghisallo

Dzień jedenasty (16 czerwca)

Dzisiaj w ramach luźniejszego dnia wybraliśmy się nad jezioro Como. Tam zrobiliśmy krótką pętelkę do kultowego miejsca kolarzy jakim jest Passo del Ghisallo, gdzie znajduję się kapliczka Madonna del Ghisallo i muzeum kolarstwa. Widać, że szczególnie dla Włochów jest to ważne miejsce. Zarówno w kapliczce, jak i w muzeum można podziwiać szereg pamiątek po dawnych i współczesnych mistrzach, od koszulek mistrzów świata począwszy, przez filmy i relacje z wyścigów, do zwycięskich rowerów. Położenie przełęczy też bardzo urokliwe z pięknym widokiem na rozległe jezioro Como i Alpy. Przejażdżka krótka, ale w miarę treściwa, bo na niespełna 40 km 750 m przewyższenia.

Dzień dwunasty (17 czerwca)

Dzisiaj planujemy zrealizować zamysł trasy z piątku. Przejeżdżając już kilka razy przez Livigno znaleźliśmy informację o busie przewożącym rowerzystów przez tunel, który ostatnio okazał się przeszkodą uniemożliwiającą przedostanie się z Livigno do Prato. Tym razem powinno zatem się udać, a z nowych zdobyczy górskich powinniśmy dopisać Ofenpass.

Madonna del Ghisallo chyba nam błogosławi. Dzisiaj jechało się nadspodziewanie dobrze. Początek pod Foscagno spokojny, bez żadnych problemów przy rześkim i chłodnym powietrzu. Potem szybki zjazd z wiatrem do Livigno, przejazd przez szereg galeryjek na granicę szwajcarską i oczekiwanie na wyjazd busa. Po przetransportowaniu przez tunel zaczynamy dość krótki i trochę dziwny podjazd na Ofenpass vel Pass dal Fuorn na 2149 m n.p.m.. Dziwny, bo miejscami wydaje się, że jest z górki i nawet z blata się pokonuje sporą część podjazdu. Z Ofenpass do granicy włoskiej wiedzie super zjazd po idealnym asfalcie, gdyby nie wstrzymujący wiatr można by się tam na pewno ostro rozpędzić. Do Prato drogę utrudniał nam silnie targający wiatr, ale jakoś dotarliśmy do podnóża podjazdu na Stelvio. Tak jak poprzednim razem zatrzymaliśmy się na krótko w miejscowości Gomagoi, skąd tak naprawdę zaczyna się właściwy podjazd na Stelvio, tzn. zaraz za Gomagoi zaczyna się odliczanie od 48... Wcześniej to takie typowe, monotonne „false flat” wzdłuż rzeki. Dobra dyspozycja dnia pozwoliła na pokonanie podjazdu w lepszym tempie niż poprzednim razem, bez konieczności siłowej jazdy po najbardziej stromych odcinkach. Zaskoczeniem była niewielka ilość ludzi wzdłuż całej trasy, zarówno motocyklistów, jak i kolarzy. Dane z dzisiejszego dnia to trochę ponad 140 km i prawie 3600 m przewyższeń.

Może to nieładnie, ale małym powodem do żartów dla nas stała się grupa Niemców, którzy zamieszkali w tym samym pensjonacie w tym tygodniu. Z początku zachowywali się głośno i żywiołowo, ale wystarczyły dwa dni zmagań z górami i już jest dużo ciszej. Wygląda na to, że przyjechali tu nie zdając sobie w ogóle sprawy, co ich czeka... „Ordnung must sein”, więc chłopaki mają z góry zaplanowany cały pobyt, wszystkie trasy, dni odpoczynku, itd. Dzisiaj już się porządek trochę posypał, bo po wczorajszym, królewskim dla nich, wjeździe na Stelvio dzisiaj nie byli w stanie się nigdzie wybrać. Wczoraj zaplanowane sto kilometrów jechali dobrze ponad 10 godzin... To taka przestroga dla wszystkich i przypomnienie, że góry przede wszystkim wymagają respektu.

No comments: