Tuesday, April 24, 2012

how is the feel to be alive

Od wypadku mija drugi tydzień. Jak na rodzaj i okoliczności tego zdarzenia mogę powiedzieć, że trochę darowano mi zdrowie, jak nie życie. Zwykle bliskie spotkanie rowerzysty z samochodem ma dużo gorsze skutki. A ja już powoli siadam na rower i będę chciał nadgonić stracony czas. Więc jak na dzień po Świętach Wielkiejnocy, kiedy wydarzył się wypadek to była taka moja, mała rezurekcja. Z jednej strony miałem cholernego pecha... Pierwszy raz na wygłaskanym rowerze czasowym, specjalny wyjazd za miasto, żeby się nie przebijać przez światła, wyczekiwana pogoda, nie wspominając już o długich zimowych przygotowaniach. Z drugiej strony miałem kupę szczęścia - mogłem z tej przejażdżki nie wrócić. I widzę co raz więcej pozytywów. Rower i formę się odbuduje w swoim czasie, a nauczenie się dbania o i doceniania "tego co jest" wcale nie jest łatwe. A ja przecież jestem naprawdę szczęśliwy :D

Teraz trochę spraw się wyprostuje, trochę rozwiąże, powstaną na pewno nowe, ale teraz wydaje się, że nie ma rzeczy, które są nie do przeskoczenia - zwłaszcza razem.

Start sezonu się trochę przesunął, ale mam nadzieję, że nie ma tego złego... Jeszcze będzie okazja się sprawdzić i powalczyć. A wszystko z uśmiechem na ustach :)