Wednesday, April 23, 2014

Pascua

Ostatnie dwa tygodnie były bardzo zwariowane, ale koniec końców również bardzo pozytywne. W niedzielę palmową miałem swój debiut w Masters 30. Wydawałoby się, że na idealnych zawodach, bo na czasówce pod górę. Jednak na początek była lekcja pokory. Podjazd nie był z kategorii moich ulubionych, bo składał się ze stromych ścianek, króciutkich zjazdów i hopek. Skończyłem gdzieś w środku stawki. Na domiar złego dzień przed zawodami odziedziczyłem katar od mojego Dodeczka, który bronił naszego honoru :) Trzecie miejsce z uśmiechem na ustach i tylko 9 sekund do drugiej pozycji.

Kolejny tydzień to doleczanie się i przygotowania do świątecznego zjazdu rodzinnego. Na Wielkanoc zawitali do nas rodzice z obu stron i moja siostra. Procesja Semana Santa, pieczenie drożdżówek do drugiej w nocy, święconka, wigilia paschalna w Santa Margarita, pescados y mariscos, Gibraltar, deszcz, tęcze, spacery, polskie opowieści w szkole językowej, dużo wina i uśmiechu... Działo się dużo, a na pewno coś pominąłem w tej szybkiej wyliczance. Było miło. Jedni rodzice już są w domu, drudzy pojechali dalej na objazd Portugalii.

P.S. Widok z naszego okna ukradłem siostrze.