Friday, June 12, 2009

2760 m n.p.m.

Dzień szósty (11 czerwca)

Dzisiaj rano wybraliśmy się na Stelvio. Miała to być lżejsza przejażdżka po wczorajszych trudnościach. Nogi ciężkie, więc lekko na pewno nie było. Czułem, że miejscami przydałoby się lżejsze przełożenie. Sam podjazd na Passo dello Stelvio od strony Bormio to 21,5 km i ponad 1,5 km pionowo w górę, nie ma co prawda jakiś bardzo ciężkich fragmentów, ale jest sporo, dość długich odcinków, gdzie nachylenie waha się między 9 a 11%. W połowie jest lekkie wypłaszczenie, gdzie po 3% trawersie jedzie się nawet ponad 20 km/h. Po drodze mija się jeszcze całą serię tuneli i galeryjek, w których często płynie sobie woda, a na końcu jednego tunelu jest darmowy prysznic w postaci górskiej wody. Wrażenie robi to, że cały podjazd od Bormio ma 40 (!) numerowanych serpentyn, a to i tak trochę mniej niż od drugiej strony... No mam też nowy rekord, jeśli chodzi o wysokość n.p.m. zdobywaną na rowerze. Stelvio leży na 2760 m n.p.m.. Jeszcze słowo o tym, co specjalnie mi się nie podobało. Co chwila mija się lub jest się wyprzedzanym przez motocyklistów, których akurat w okolicy Stelvio pojawiają się niezliczone ilości.

Po południu, z serii „climb by Dacia”, wybraliśmy się w miejsce zwane Eita. Bajkowe widoki, czarujące krajobrazy, wąskie, alpejskie drogi to w wielkim skrócie podsumowanie kolejnej wycieczki.

Dzień siódmy (12 czerwca)

Dzisiaj plan był, żeby wjechać na Stelvio od strony Parto po uprzednim przejechaniu przez Livigno. Plan się trochę musiał zweryfikować, bo okazało się, że z Livigno pod przełęcz Ofenpass prowadzi tunel z autostradą i wjazd rowerem jest zakazany. Dlatego też z Livigno musieliśmy zawrócić i wybrać jakąś alternatywną traskę.

Zgodnie z planem zaczęliśmy od Passo del Foscagno, na którą wjeżdżaliśmy w towarzystwie zawodników z ISD. Akurat niektórzy jechali dość spacerowym tempem, więc bez problemu można było dotrzymać im kroku. Z 2291 m n.p.m. na Foscagno, „hopka” i meldujemy się na kolejnej przełęczy Passo Eira na 2208 m n.p.m.. Stamtąd już zjazd do Livigno i jak zakładaliśmy ruszyliśmy w kierunku Ofenpass. Do granicy szwajcarskiej jest 9 km, z czego tak na oko 7 przebywa się w galeryjkach jadąc wzdłuż lazurowego zalewu. Jak wspomniałem spod granicy musieliśmy zrobić tył zwrot... Postanowiliśmy wrócić tą samą drogą i na koniec podjechać sobie na Torri di Fraele, gdzie wcześniej byliśmy autem. I tak ponownie pokonaliśmy Passo Eira i Passo del Foscagno i wjechaliśmy pod odwiedzane już dwie wieże. Spodziewałem się, że będzie tam trochę łatwiej, ale podjazd dość żmudny, który przypomniał mi zeszłoroczne Mount Venotux. Gorąco, zapach iglaków, biały pył na drodze. Wjazd na przełęcze Foscagno i Eira był dość przyjemny. Jako, że jest to droga tranzytowa to nachylenie umożliwia przejazd ciężkim tirom. Cała trasa to ponad 120 km i 2650 m przewyższenia. Wjazd na Stelvio od strony Prato pozostało przełożyć nam na dzień jutrzejszy.

No comments: