Friday, January 31, 2014

idzie luty

'Idzie luty, podkuj buty' - tak brzmiałoby to standardowo kilka tysięcy kilometrów stąd. Jednak tutaj chyba drugą część należałoby zmienić na 'przygotuj bloki' ;). Zima - pora deszczowa - tutaj to kilka dni opadów w miesiącu i chłodniej, jeśli temperatura spadnie poniżej 10 stopni nad ranem to prawie mamy syberyjskie mrozy. 'Mucho frio'. Szczęśliwe "zima" się już powoli kończy. Jasno jest już prawie do 19.

Poza tym praca, hiszpański, trochę rowerku, domowy chlebek.

Thursday, January 2, 2014

jaskiniowcy, karp i autostopowicze

Tak właśnie w skrócie wyglądały nasze Święta ;) Po raz pierwszy od przyjazdu do Hiszpanii udaliśmy się w odwiedziny do naszego kraju. Podróż była długa i dość skomplikowana, a wszystko przez to, że na okres zimowy Ryanair zawiesza bezpośrednie loty z Malagi do Krakowa czy do Wrocławia. Najbliższy bezpośredni lot do Krakowa mamy z Alicante, więc ok. 600 km od nas...

Trochę serfowania po grouponach i naszą podróż zaczęliśmy we czwartek przed Świętami. Lot zaplanowany był na piątkowy wieczór, więc mniej więcej w połowie drogi do Alicante zatrzymaliśmy się w Guadix, żeby przede wszystkim zobaczyć dzielnice jaskiniowców. Miasteczko bardzo ciekawe. Z jednej strony bardzo zadbane stare centrum z katedrą i zabytkowymi budynkami, a z drugiej ludzie mieszkający w domkach pod ziemią. Na pewno coś całkiem innego i nietypowego. W piątek rano chcieliśmy się przejść, żeby rozprostować nogi przed dalszą częścią jazdy i lotem. Ulotki turystyczne z Guadix skusiły nas, żeby odbić trochę z autostrady w poszukiwaniu pięknych górskich widoczków. W sumie przez przypadek zatrzymaliśmy się w Foneales. Tam mieliśmy przechadzkę po terenie z krajobrazami jak z "dzikiego zachodu". Na marginesie, okazuje się, że właśnie niedaleko stamtąd jest Mini-Hollywood, gdzie nakręcono wiele westernów. A różnorodność gór, pagórków, skał, pól, kolorów po prostu zachwyca, tak że trudno znaleźć słowa, żeby to opisać.

Przed północą wylądowaliśmy w Balicach. Okres świąteczny minął bardzo szybko... Była dużo do załatwienia, wiele osób do odwiedzenia. Na szczęście udało się też na chwilę zatrzymać. Może nie dosłownie, bo najcieplej będziemy pewnie wspominać rodzinne wycieczki na Wiktorówki (przynajmniej zobaczyliśmy trochę śniegu :)) i Kopę Biskupią. Oczywiście była też tradycyjna wigilia, kluski z makiem, karp, opowieści i wspomnienia.

Lot z powrotem do Hiszpanii mieliśmy zaplanowany na dzień przed sylwestrem. W drodze powrotnej z Alicante na Gibraltar wybraliśmy drogę wzdłuż morza i zaplanowaliśmy nocleg koło Almerii w Roquetas de Mar. Koło Murcji na stacji benzynowej zaczepił nas chłopak z Polski, który wraz z kolegą podróżował stopem na sylwestra do Afryki. Zabraliśmy ich wtedy do Almerii. Chłopaki mieli próbować jechać dalej mając w odwodzie nas na następny dzień... My od rana chcieliśmy jeszcze zobaczyć trochę okolicę. Pospacerowaliśmy po samym Roquetas, a po obiedzie pojechaliśmy do miejscowości Felix, żeby na okolicę spojrzeć z góry. Gdy wprost z morza nie wyrastają góry tereny przybrzeżne wykorzystywane są do przyspieszonej hodowli warzyw i owoców. Przed Morzem Śródziemnym jest morze szklarni.

Okazało się, że naszym autostopowiczom nie poszło najlepiej... przejechali tylko trzydzieści parę kilometrów dalej, więc jadąc już do domu zabraliśmy ich ponownie aż do San Roque. Sylwester w Afryce nie wypalił, ale cel "lądowy", jakim miało być Algeciras osiągnęli. Afrykę więc było widać.

My już w domu otworzyliśmy wino, rozpieczętowaliśmy jamona i tak patrząc na sztuczne ognie nad Gibraltarem i La Lineą rozpoczęliśmy nowy rok. W pierwszy dzień nowego roku trzeba było już iść do pracy, ale nie mogło zabraknąć też krótkiego spaceru rowerowego.

Więcej zdjęć w galerii.