Monday, June 15, 2009

etap królewski

Dzień dziesiąty (15 czerwca)

Niebo lekko za chmurkami a plan na dziś to najprawdopodobniej najdłuższy etap naszych wakacji. Jakby liczyć wszystkie przełęcze to powinno nam wyjść ich dzisiaj chyba sześć. Nie powinno za to być stromo, więc chyba damy radę...

No i królewski za nami. Ponad 180 km i 4300 m przewyższenia. Zaczęliśmy od Mortirolo. Po drodze trzeba było jeszcze przeskoczyć hopkę, jak na alpejskie warunki, w miejscowości Le Prese. Moritrolo podjeżdżaliśmy od łatwiejszej strony niż zeszłym razem, tzn. od Grosio. Ponad 1200 m przewyższenia na niespełna 15 km, po interwałowym podjeździe. Nie za długie, strome fragmenty (ok. 16%), które można pokonać w wysokim rytmie są przeplatane wypłaszczeniami, na których można złapać oddech na następną ściankę. Następnie zjechaliśmy do Edolo i rozpoczęliśmy monotonny podjazd pod miejscowość Aprica. Akurat podjechać się opłacało, bo zjazd do Tirano mega. Trochę sobie też w tamtych okolicach nadłożyliśmy drogi, ale cóż... Z Tirano, które leży ok. 450 m n.p.m., po przekroczeniu granicy szwajcarskiej podążyliśmy w kierunku Passo del Bernina, które jest już ponad 2300 m n.p.m.. Z wyjątkiem okolic jeziora w Poschiavo, jedzie się cały czas równo do góry przy 6-9% nachyleniu. 4 km przed przełęczą Bernina wracamy z powrotem na włoską ziemię i po króciutkim zjeździe mamy przed sobą 4 trudne kilometry na przełęcz Forcola, na 2315 m n.p.m.. Potem już zjazd do Livigno, gdzie zaopatrujemy się na ostatnie trudności trasy. Dalej znane nam już podjazdy na przełęcze Eita i Foscagno i finalny zjazd do Bormio... W sumie, więc przełęczy dzisiaj przebyliśmy 6 i pół, bo na ostatnich kilometrach Breninapass nasza droga prowadziła do Włoch.

No comments: