Tuesday, May 27, 2014

vuelta a la ribera

Wszystko, tylko nie sąsiedzi! Wszystko, tylko nie dziurawe drogi! Tak zacznę trochę od narzekania, ale koniec końców wcale nie było tak źle. W sobotę wystartowaliśmy w drugiej edycji zawodów współorganizowanych przez Antonio Piedra Riberę w Sevilli.

Noc poprzedzającą wczesny start chcieliśmy spędzić już blisko startu, żeby nie trzeba było się zrywać skoro świt, ale jednak już chyba odzwyczailiśmy się od zgiełku dużego miasta. Ciężko się było wyspać. Wstać i tak musieliśmy, bo nie udało nam się odebrać numerków dzień wcześniej. Także na start zorganizowany na stadionie olimpijskim Cartuja zawitaliśmy koło 7 rano.  O 8.30 na trasę wyruszył około 350 osobowy peleton. A trasa dość długa, bo liczyła około 150 km z kilkoma nie za dużymi wzniesieniami w Sierra Norte de Sevilla. Większość trasy prowadziła super drogami, ale niestety były dwa fragmenty poprowadzone bardzo bocznymi ścieżkami... Właściwie one zdecydowały o moim losie :P Na pierwszym dziurawym odcinku, który w dodatku prowadził w dół, z pozycji w czubie peletonu spadłem gdzieś tam daleko i na podjeździe, który nastąpił zaraz po trzeba było mocno gonić. Co prawda udało się, ale nie widziałem, że z przodu została 4 zawodników (notabene samych zawodowców), a co gorsza straciłem bidon... Potem jeszcze znalazłem się w trzy osobowym kilku-dziesięciokilometrowym kontrataku, także na ostatnim przed metą pomiarze czasu byłem piąty, ale potem już był całkowity zjazd energii i skończyłem na 70 miejscu, razem z druga większą grupą. Trening jednak był dobry. 150 km z średnią 35 km/h :)

Dorotka pomimo niewyspania i złego samopoczucia zaliczyła swoje najdłuższe zawody i zajęła 3 miejsce wśród pań, ustępując m.in. mistrzyni Andaluzji. A jeśli jesteśmy przy mistrzostwach to wracają do domu odwiedziliśmy miejscowość Olvera, gdzie za 2 tygodnie będą tegoroczne mistrzostwa. Mają tutaj fantazję. Czasówka z profilem w kształcie "W", 16 km i prawie 400m przewyższenia :)

Wieczorny spacer w Olverze był miłym zakończeniem dnia. Samo miasteczko położone bardzo urokliwie. W miejskim ogrodzie-gaju spotkaliśmy starszego pana, który wypytał nas skąd jesteśmy, co robimy, kiedy będą dzieci i takie tam :) Nawet z naszym hiszpańskim jakoś dawaliśmy radę. Na do widzenia spotkaliśmy chłopców ćwiczących do Semana Santa, paradujących po mieście z małym paso i zbierającym drobniaki.

Wednesday, May 21, 2014

pirineo costa del sol

Za nami pierwszy prawdziwie wyścigowy weekend w tym roku, który spędziliśmy w okolicach Malagi. Po piątkowej, późnej, firmowej kolacji w sobotę rano wyjechaliśmy do Torremolinos, gdzie w hotelu Zen mieliśmy bazę na ten weekend. Na pierwszy ogień poszło popołudniowe kryterium w Churrianie - 'circuito urbano' z odcinkiem wzdłuż lotniska w Maladze, zakrętami i krótką ścianką w mieście. Dla mnie bez historii. Nie lubię i nie umiem się znaleźć w takich zawodach, a mając w głowie niedzielny wyścig po górach zrezygnowałem gdzieś w połowie. Dorotka ambitnie przejechała całość i zgarnęła okazały pucharek.

Refleksja z sobotniego wieczoru jest taka, że świat jest mały. Trafiliśmy do pizzerii, na notabene pyszną pizze, w której butelki po polskiej wódce Belweder stanowiły jeden z głównych punktów wystroju. A sama knajpa była prowadzona przez Argentyńczyków. 


Jak już wspomniałem w niedziele czekały nas góry. Ponownie zawitaliśmy do Alfarnate, które w zeszłym roku było miejscem naszego debiutu w zawodach na hiszpańskiej ziemi. Tym razem było ciut cieplej (rok temu 4-5 stopni), a po porannej mgle wyszło piękne słońce. Okolica jest nazywana Pirenejami Costa Del sol i coś w tym jest, gdyż naprawdę jest tam pięknie. Zawody ciężkie, ale w końcu byłem po nich z siebie zadowolony. 7 miejsce open i 4 w Masters 30. Podium było w zasięgu i generalnie jest lepiej, choć teraz przychodzi walczyć w najtrudniejszej kategorii. Doduś druga wśród pań, z niewielką stratą do zwyciężczyni i ogromną poprawą w stosunku do poprzedniego roku, gdy były to pierwsze zawody po problemach zdrowotnych.

Monday, May 12, 2014

road to world cup

To była wersja gry FIFA, w którą kiedyś się trochę naciupałem ;) Teraz ma to jednak inne znaczenie. Dla bukmacherów mistrzostwa są okazja na dodatkowy zastrzyk gotówki, więc teraz jesteśmy na ostatniej prostej z projektami dedykowanymi pod to wydarzenie. Swoją drogą mało mają profesjonalne podejście do projektów z niby najwyższym priorytetem, ale... Ale za oknem pogoda już iście letnia. Wczoraj na parkingach koło plaży ciężko było znaleźć miejsce, wzdłuż brzegu mnóstwo parasoli i smażących się ludzików.

Pożegnaliśmy drugich rodziców, którzy po wycieczce do Portugalii zawitali do nas jeszcze na chwilę w zeszły weekend. Razem pojechaliśmy do miejscowości Nerja, żeby w niedzielę móc wystartować w wyścigu na Haza del Lino. Z poziomu morza prawie na 1300m n.p.m. tylko w górę. Wygrał były zawodowiec, towarzysz jakiegoś Valverde czy tam Contadora... Mi jeszcze brakuje oddechu, ale jest lepiej. Dorotka zwycięża wśród pań i w nagrodę oprócz pucharku dostaje cały, wielki kawał owczego sera. Wieczór na do widzenia w Maladze.

Poza tym, mamy dużo biegania. Hiszpański, rozglądamy się za nowym miejscem do spania, testuję wszystkie rowerki, które teraz mam w domu. W końcu odpaliłem czasówkę!