Monday, January 25, 2010

spinning@flexclub

No to jedziemy! Od czwartku zaczynam regularne uczęszczanie na spinning do klubu flexclub. Co najmniej we wtorki i czwartki. Jak tylko będę w stanie to na 3-4 godziny przez najbliższy miesiąc. Jak ktoś jest chętny do towarzystwa to zapraszam, dzisiaj było bardzo luźno na sali :)

Sunday, January 24, 2010

zima trzyma

Takiej zimy już chyba najstarsi górale nie pamiętają... No może to z deka przesada, ale ubiegłe lata pozwoliły przyzwyczaić się do łagodnych zim. W tym roku jest ciężko.

Wczoraj auto mi nie odpaliło, a dziś rano pomimo całonocnego ładowania akumulatora też kicha. Zamarzło paliwo. Tyle dobrze, że auto stało cały dzień na słońcu i przed chwilą udało mi się zapalić. Oby tylko jutro ruszyło, bo nie uśmiecha mi się jazda do pracy komunikacją miejską...

A dziś bardzo fajny trening. Ponad 1,5 godziny biegania po lesie Wolskim. Góra, dół, ładne widoczki, chociaż na końcu to już ledwo widziałęm, bo rzęsy miałem całe w lodzie... Heh, nie ma lekko. Plan na najbliższy miesiąc to pochodzić na spinning i porobić jakieś dłuższe 3-4 godzinne treningi. Nie zapowiada się, żeby to było możliwe na zewnątrz niestety.

Sunday, January 17, 2010

spinning marathon

Pierwszy start w 2010 przypadł już w styczniu! Tego jeszcze nie było :) Pierwszy charytatywny maraton spinningowy organizowany przez Platinium, czyli 5 godzin jazdy w klubowych rytmach. 100 rowerków ustawionych w salce konferencyjnej hotelu Novotel, z każdą minutą cieplej i jakby wyżej... tlenu co raz mniej.

Czy "indoor cycling" musi być nudny? Broń Boże! Interwały, sprinty, górki, jazda na czas, pedałowanie jedną nogą. Można poćwiczyć wiele elementów kolarskiego rzemiosła, a do tego, jeśli jest miła atmosfera i szczytny cel to nic lepszego zdarzyć się nie mogło. Wydawało się, że 5 godzin to będzie bardzo dużo i ciężko będzie to wytrzymać, ale w sumie minęło szybko i nie powiem, że nie pojeździło by się więcej :)

Sunday, January 3, 2010

new year's camp

Okres świąteczno-noworoczny złożył się na tyle dobrze, że 3 dni urlopu dały 11 dni laby :) Przynajmniej w sensie psychicznym, bo nie omieszkałem nie wykorzystać tego czasu na pierwszy "obóz" treningowy on-site. Początkowo pogoda nawet pozwalała na dłuższe rowerowe jazdy, potem się zepsuło, a ja dodatkowo nałykałem się mgły i trochę mnie przytkało katarem. Ale i tak wyszło nieźle, przez te 11 dni ponad 600 km na rowerze (z czego 400 w 4 dni po pierwszym dniu Świąt), około 5 godzin biegania i do tego pierwszy wypad na narty.

Jeszcze słowem podsumowania ubiegłego już 2009 roku, rowerowy budzik zatrzymał się na 21746,44 km, czyli praktycznie tyle samo co rok temu. Na obrazku obok mała statystyka kilometrów z 3 ostatnich lat, w których zacząłem się ścigać. Fajnie widać zmianę nastawienia. Od maratonu 600 km w 24h w 2007 roku (lipiec) do pożądnie przepracowanej zimy i większej liczby staratów w tym roku.