Thursday, June 26, 2014

no i mamy lato

W sumie różnicy w przyrodzie w porównaniu do tej sprzed tygodnia nie widać, ale jednak jest. Lato! My powitaliśmy je podczas weekend w Nerja. Jaskinie, wyścig Cota 1200, plaża, zwiedzanie miasta, Corpus Cristi. Trochę tego było, także zabrakło siły na poniedziałkowe 'Noche de San Juan'. Może w przyszłym roku.

Wyścig pod górę, ale jakoś nie mogę się wkręcić na odpowiednie obroty, a na skoki mnie nie stać. Zobaczymy. Teraz Sierra Nevada.

Galeria weekendowa.

Friday, June 13, 2014

sin medallas, sin patas

Anulowali mój najlepszy wyścig z ubiegłego roku. La Patacabra, która miała odbyć się jutro nie otrzymała potrzebnych zgód z najróżniejszych urzędów. Okazji do zdobycia "czarnej nogi", podobnej jak w tamtym roku, też na razie nie będzie... Ale nic to. Jutro trzeba będzie samemu się pomęczyć, żeby poczuć ból przed epicką trasą w Sierra Nevada zaplanowaną na ten rok.

W zeszły weekend braliśmy udział w mistrzostwach Andaluzji, które odbyły się w miejscowości Olvera. Czasówka - niecałe 13 km i ponad 300 m przewyższenia. W końcu wystartowałem w pełnym rynsztunku czasowym, choć długo się nad tym zastanawiałem. W końcu! Po raz pierwszy :)

Jak na dyspozycje dnia i umiejętności zjazdowe na rowerze czasowym wynik dobry. 3 miejsce w Masters 30 z kilkunastu sekundową startą d o zwycięzcy. Do najlepszego z elity niecałe 2 minuty. Było OK. Dorotka druga wśród pań. Na dekoracji trochę zgrzyt, bo Dorotce dali, a potem zabrali medal, bo niby nie ma licencji andaluzyjskiej, choć de facto taką właśnie mamy...

Sobota to start wspólny. Dla mnie 6 ciężkich pętli wokół Olvery, niecałe 70 km i około 1700 m przewyższenia z średnią lekko ponad 40 km/h. Udało się przejechać w grupie, choć do końca dojechała około połowa stawki. Dorotka ponownie druga wśród pań. Wkrótce będzie więcej zdjęć, już prawie udało nam się ożywić nasz komputer.

Dzisiaj jeszcze mały zawodowy sukces. Udało się zdać egzamin Enterpise Integration with Spring.

Thursday, June 5, 2014

z tarczą

Nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać po wyścigu Vuelta a la Subbetica, ale teraz będąc już bogatszy o wydarzenia weekendowe mogę śmiało powiedzieć, że był to występ w wyższej lidze, jeśli nie ekstraklasie kolarstwa masters.

Wyścig składał się z 3 etapów. Pierwszy odbył się w piątkowe popołudnie na około 80 km pętli wokół Priego. Profil wskazywał, że trasa jest raczej płaska i, że można się spodziewać wysokiego tempa. Trasa wcale płaska nie była, ale tempo za to według oczekiwań. Nie całe 2 godziny jazdy i zaciskanie zębów, żeby nie strzelić z grupy. Peleton był napędzany przez grupę przyszłego zwycięzcy Orquin. Madrytczycy pokazali siłę, długimi odcinkami jechaliśmy po hopkach w dół ok. 70, w górę ok. 45... Jakoś udało się dojechać w pierwszej większej grupie, jednak do ucieczki zanotowaliśmy już 3 i pół minuty straty.

Drugi etap miał być dla mnie łatwiejszy, albo może, bardziej pode mnie stworzony. Finisz na 7.5 km podjeździe na Virgen de la Sierra koło miejscowości Cabra. Wcześniej 100 km i dwie krótsze premie górskie. Tempo znów zawrotne, także na ostatnim podjeździe nogi miałem "betonowe" i nie było o czym myśleć. Sukcesem było to, że udało się przejechać cały etap w czołowej grupie.

Z kolei ostatni etap - 6km pętle po Preigo de Cordoba - zapowiadały się dla mnie najtrudniejszym etapem. W kryteriach nie czuje się dobrze. Udało się jednak utrzymać koło głównej grupy i znów z średnią koło 40 km/h dojechać do końca. W generalce dało to 21 miejsce i nie całe 10 minut straty do zwycięzcy. Jest się czego uczyć.

Dorotka również, bardzo ambitnie, chciała startować. Niestety kłopoty żołądkowe uniemożliwiły to. Swoją drogą nie były to zawody dla kobiet, wielu mężczyzn nie dało rady ukończyć wszystkich etapów. W niedzielne popołudnie zwiedziliśmy jeszcze urocze Priego, a cały weekend spędziliśmy w kolejnej willi z sieci Villa de Andalucia.

Teraz mistrzostwa Andaluzji. Będzie ciężko, bo w gardle coś chrupie.