Wednesday, June 12, 2013

más lejano


Tym razem pechowo. Około 10 kilometrów przed końcem, przed finałowym podjazdem, gdy w czołówce nie było więcej niż 10 osób, kamień i guma... Powrót autem technicznym. Zawody na 3 różnych pętlach wokół miejscowości Rute, 103km i dobrze ponad 2km w górę. Miejscami nie najlepsze drogi, chociaż  akurat moja guma była na dobrym asfalcie :/

Na pocieszenie pucharek w kategorii "más lejano", czyli dla osoby, która przyjechała z najbardziej odległego miejsca. Nie chciałem wziąć, bo w sumie nie skończyłem, ale nalegali, żeby jednak to zrobić. Miło. Pozostał trochę niedosyt, bo znów była szansa na dobra pozycję. Statystyki mamy jednak niezłe, 4 starty i 7 różnych trofeów - półka z pucharkami znów szybko się zapełnia.

Zawody były w niedzielę, więc weekend spędziliśmy w okolicach Malagi w Torremolinos. La Manquita, Alcazaba, śródmieście - Malaga ma swój urok. Jeszcze trochę pozostało do zobaczenia, więc tam na pewno wrócimy.

Znów też podziwialiśmy ten osławiony hiszpański kryzys, który szczególnie widać na autostradach. Nie dorobimy się takich pewnie jeszcze przynajmniej przez kilkanaście lat.

Teraz chwilka przerwy, powitanie lata, zakończenie okresu próbnego, pierwszy release live... Trochę się podzieje, zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie.

Wednesday, June 5, 2013

the sweetest thing

La Sufrida. Cierpienie. Czy aby na pewno? Chyba raczej uparte dążenie do celu, pokonywanie własnych słabości i to nie rzadko z szerokim uśmiechem na ustach. Niemniej jednak tak właśnie nazywają się zawody wokół Serrania de Ronda. Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy zastanawialiśmy nad wyjazdem i szukaliśmy, co można robić w okolicy to wpadło nam w oko jakie pierwsze. Wtedy jeszcze nawet nie myśleliśmy o dobrych wynikach...

Zawody są rozgrywane w dość dziwnej formie. Są dwie trasy, na których startuje się w formie audax, czyli trzeba zmieścić się w jakimś limicie czasu, a kolejność na mecie jest ważna tylko z punktu widzenia kronikarskiego. Jednak tutaj dodatkowo w połowie dystansu jest premia górska, na podjeździe pod Las Palomas (tak, tym samym, który pokonywaliśmy tydzień wcześniej podczas "La Patacabra"), która decyduje o kolejności na podium. Czyli całą trasę wystarczy przejechać w dowolnym tempie, a "zagiąć" trzeba się tylko na tym podjeździe. Dziwne...

Dla Dorotki akurat ta forma była sprzyjająca, bo przez gumę musiała się bidulka nagonić. A miała też dużo szczęścia, bo koło dostała od Hiszpana przyglądającego się zawodnikom, który potem podążał za nią autem :). Za całą pomoc dziękujemy Salvadorowi Andrea.

Ja starłem się cały czas trzymać w czołówce, w końcu lepiej też trzymać dobre tempo pod górę, gdy jest się z kim porównać. Praktycznie cały podjazd prowadziłem, na końcu jednak koło wystawił jeden z zawodników, a skończyło się na 3-cim czasie wśród startujących na długim dystansie i pierwszym w kategorii. Na górze był bufet, więc stanąłem uzupełnić picie. To był błąd. Trókja pojechała, a ja musiałem sam jechać przez dobre 80 km. Dwóch zawodników się wykruszyło, ale ja w końcu też "umarłem" :P. Prawie 200km i około 4km w pionie przy bezchmurnym niebie... Dlatego pewnie "La Sufrida".

Dorotka podjazd skończyła z drugim czasem w kategorii i do domu przywieźliśmy dwa kamienne pucharki. Cierpienie? Nie! Uśmiech :)

Do obejrzenia mamy kolejne piękne miejsca. Start był w Arriate koło Rondy. Droga od morza do Rondy prześliczna. Pueblas blancas po drodze urzekające. A my - co raz bardziej jak w domu. Zakupione kapcie, czajnik, patelnie, waga... :D

Różne zdjęcia: tutaj i tutaj.