Monday, May 7, 2012

zaręczynowo - wyścigowo


Tradycyjny długi majowy weekend był pełen atrakcji wszelkiego rodzaju. Właściwie mozna uznać, że wszystko zaczęło się jeszcze w ostatni "normalny" kwietniowy weekend. Dla rodziców zaplanowaliśmy mała niespodziankę i przy okazji wspólnego obiadowego grilla ogłosiliśmy zaręczyny :)

W niedzielę opróżnialiśmy moje mieszkanie w Wieliczce i przy okazji wzięliśmy udział w uphillu organizowanym przy okazji zlotu rowerowego na ulicy Podgórskiej w Solnym Mieście. W sumie dla mnie był to pierwszy start w tym roku. Głowa była trochę zajęta innymi sprawami, noga jeszcze nie ta, ale pierwsze "ogórkowe" podium zostało zaliczone. W poniedziałek krótki przerywnik w postaci pracy i wieczorny wyjazd do Nysy na dłuższe wakacjowanie. I na pewno nie było to leżenie do góry brzuchem :) Już we wtorek rano pierwszy poważniejszy start w czeskiej Vidnavie. 3 okrążenia na hopkowatej trasie w mocnym, wyścigowym tempie, 16 miejsce open i 4 w kategorii. Do pudła zabrakło kilka sekund, ale przejazd w głównej grupie cieszył nawet bardziej - takiego przeciągnięcia było właśnie trzeba. Po wyścigu planowaliśmy przejażdżkę na Pradziada, ale trochę przegoniły nas wiosenne burze.

Trzeciomajowy czwartek przeznaczony był na czasówkę w Żmigrodzie. Dzień wcześniej do Nysy zawitała brać bikeholikowa, co by lepiej wypocząć przed startem. Po czasówce było mi trochę przykro. W tym roku, w takich zawodach chciałem się naprawdę sprawdzić, a wystarczyła chwila i to wszystko prysło, i przesunęło się na bliżej nieokreśloną przyszłość. Na zwykłym rowerze ciężko było powalczyć z czasowcami. Ostatecznie miejsce, gdzieś pod koniec trzeciej dziesiątki. Z jednej strony wiem, że powinienem się był cieszyć, że mogłem mocno pocisnąć i przejechać całość w dobrym tempie, ale z drugiej żal straconej szansy jakoś nie pozwalał się do końca uśmiechnąć. W drodze powrotnej spotykamy się jeszcze z przyjaciółką Dorotki we Wrocławiu i lądujemy w Nysie. Uśmiech powraca.

Piątek regeneracyjne-rodzinny. Krótka przejażdżka, odwiedziny dziadków i rodziny. A w sobotę wczesna pobudka i wyjazd na maraton do Radkowa, na ostatni planowany weekendowy test. Tym razem miały być dłuższe górki. Szkoda tylko, że trasa po prostu fatalnie dziurawa i z szczerej chęci przejechania dystansu mega zrezygnowałem po jednym okrążeniu zaliczając tylko dystans mini. Szkoda było pleców i sprzętu. Miałem trochę niesmak, ale koniec końców wygraliśmy z Dorotką, tak jak planowaliśmy :P, dodatkowo Dorotka była 19-sta open. Po maratonie dłuuugie czekanie na zakończenie, które odbywało się w strugach deszczu... Przynajmniej powrót był w przepięknej burzowej aurze. Na niedzielę planowaliśmy początkowo ponowny wyjazd do Radkowa na uphill, jednak po tym jak go odwołali udaliśmy się z powrotem do Krakowa, gdzie Dorotka wystartowała w maratonie Skandii wygrywają dystans mini w K-2.

Wzbogaciliśmy się o trochę pucharków i medali, w 8 dni Dorotka zaliczyła 5 startów i 5 pudeł :), dla mnie "tylko" 4 starty, ale dużo radości. Mam nadzieje, że sportowo teraz będzie już tylko do góry, bo poza tym jest tak po prostu pięknie.

No comments: