Monday, May 21, 2012

po toruńsku

Weekend był bardzo intensywny. Tegoroczny cykl Road Maraton zawiódł nas tym razem aż do Torunia, gdzie pewnie na wyścig byśmy się nigdy nie udali, gdyby nie to, że było dwoje - nas i startów :P

Brygada bikeholikowo-nutraxxowa pod dowództwem Tomaszka zbierała się już w piątek i rożnymi drogami kierowała do miasta Kopernika. My z Dorotką wybraliśmy nocną podróż pociągiem, mając głównie na względzie spokojny powrót i troszkę odpoczynku w Toruniu w niedzielę.

Pierwszy dzień ścigania to czasówka. 17 kilometrowa, lekko pofałdowana pętla wokół miejscowości Łążyn. Sporo walki z wiatrem i nierówną nawierzchnią. Po problemach z listą startową pojechałem ostatni. W sumie jak na jazdę zwykłą szosą, po nie do końca stworzonych dla mnie drogach, czas nie najgorszy i 4-te miejsce w kategorii. Podium dziewcząt znowu zostało okupione przez nasze krakowskie Panie. Wieczorem jeszcze bardzo smaczny obiad i spanie na kwaterze w Czarnym  Błocie.

W niedzielę mieliśmy do przejechania maraton. 4 podwójne pętle, w tym jedna pod prąd sobotniej czasówki, w sumie niespełna 160 kilometrów. Niestety droga na drugiej połówce pętli w większości fatalna. Bardzo nierówno... Plan był w miarę prosty. Mieliśmy mocną krakowską ekipę, więc chcieliśmy zorganizować jakąś szybką akcję, trochę się jednak przeliczyliśmy. Trasa była mało selektywna. Potem zaczęło jeszcze silnie wiać, a dziury i wiatr to jest to czego nie lubię najbardziej. Do tego zaczęły odzywać się plecy. Dawno tyle czasu nie siedziałem na rowerze, a do tego nieustanna telepka i po drugim okrążeniu już nie byłem w stanie nagle przyspieszyć. Pozostało tylko "spawać" w równym tempie, na ile się dało. Po trzecim okrążeniu już nie było o co walczyć, czołówka pojechała, a w połowie czwartego na najbardziej dziurawej sekcji w przednim kole odezwało się dzwonienie, jechało się co raz gorzej... Okazało się że puścił nypel. Jedna szprycha całkiem wyleciała, dwie kolejne były tego bliskie. Bliżej do mety było zawrócić... skończyło się DNFem. Duży sukces odniósł Bartek z Bikeholików, który wygrał w kategorii A. Podium Pań niezmiennie krakowskie :D.

Po wyścigu szybkie mycie i pakowanie. Przed większością z nas była długa i żmudna droga do domu. Z Dorotką skorzystaliśmy tylko z podwózki do Torunia i tam sobie troszkę pospacerowaliśmy, pozwiedzaliśmy, zjedliśmy dobrą kolację i spokojnie udaliśmy się na dworzec, żeby na rano stawić się w pracy. Wrażeń było sporo, może wyniki sportowe nie w pełni zadowalające, ale i tak najważniejszy miło spędzony czas.

No comments: