Sunday, May 22, 2011

moja Równica

Może bardziej powinienem napisać, że mój był podjazd z Lesznej Górnej, ale po kolei...

Wczoraj odbyła się druga edycja Pucharu Równicy rozgrywanego w ramach cyklu RoadMaraton ze startem z Ustronia i metą na Równicy. Na starcie blisko 200 osób, przedburzowy upał i zapowiadana bardzo "urozmaicona" trasa.

Niestety jeszcze nie jesteśmy choćby na poziomie Słowaków, jeśli chodzi o sprzyjanie różnych władz i ludzi ogólnie takim imprezom, więc wyścig odbywał się w ruchu otwartym. Dlatego też na początek dwa sztywne podjazdy z brukiem celem rozbicia peletonu. Podjazd ul. Turystyczną niczym na belgijskich klasykach fragmentami po chodniku wzdłuż drogi, żeby choć trochę sobie ulżyć trzęsieniu ;) Po tych dwóch hopach na czele znalazła się całkiem skromna grupa, ale jeszcze nie było chęci na mocną współpracę i tak, ku zmartwieniu organizatorów, z czasem czołówka robiła się co raz większa.

Trasa też nie sprzyjała szybkiej jeździe. "Stopy", żwir, kładki, parki - maksymalne opłotki... To była lekka przesada, akurat trasa rok wcześniej była wytyczona moim zdaniem trochę lepiej. W połowie mieliśmy do przejechania trzy pętle w okolicach Kisielowa. Na pierwszej postanowiłem zaatakować, bo tempo nie było za wysokie i robiło się też co raz bardziej niebezpiecznie przez rozrastanie się czołowej grupy. W sumie liczyłem na to, że skoczy kilka osób i sobie pojedziemy, ale pojechał tylko jeden, który jeszcze się zastanawiał "czy to nie za wcześnie...". Przy końcu pętli grupa mnie dochodzi, przynajmniej udało się zrobić tyle, że się trochę przerzedziło i jedziemy szybciej.

Druga pętla w kołach. Na trzeciej chłopaki już zdecydowanie przyspieszają i zostaje nas może z 10 osób. Przejeżdżając znów przez słabe drogi zbliżamy się do zapowiadanego jako najtrudniejszy podjazdu w Lesznej Górnej. W sumie cały podjazd przejechałem na czele. Zaczęło się łagodnie do góry, ale jak tylko skręciliśmy ostro w lewo zrobiło się mocno stromo. Słyszę tylko, że "spokojnie, bo już odjechaliśmy". Ale tam, i tak, jechało się tyle, ile było pod nogą... Trochę zakosami, odbieram kubek z wodą, koło buksuje, ale jest szczyt. Jestem sam. Przed zjazdem ostrzegali, ale aż takich trudności się chyba nikt nie spodziewał. Stromo, wąsko, kręto w dół. Ostatni zakręt - szykana - jadę na przednim kole... Ale udało się zmieścić. Teraz już dobra droga do Ustronia. Jeszcze dwa ostre hamowania, przed skręcająca w lewo kobietą i "stopem" przed obwodnicą Ustronia, i zaczynam podjazd na Równicę. Jest już bardzo ciężko, wiedziałem, że jeśli by mnie dogonili to bym nie był w stanie zareagować. Lekkie objawy skurczy, ale cisnę ile mogę. Za mną nikogo nie widzę. Jest meta, w sumie nie jestem nawet pewien czy jestem pierwszy, bo niektórzy jadący krótszy dystans są już na górze. Chwila na otrzeźwienie i tak! Udało się :D

1 comment:

Jakub said...

Brawo i gratulacje za zwycięstwo! Wzorowa selekcja do tyłu- nikt z Tobą nie został:)
Kuba