Sunday, September 5, 2010

pokora

Drugi raz w tym roku na zawodach, które jest realna szansa wygrać dopada mnie pech. Tak było na początku sezonu w Ustroniu, gdzie z całą grupą pomyliliśmy trasę i tak było też wczoraj w Rajczy, gdzie jeszcze podczas wolnego startu marzenia o zwycięstwie praktycznie się skończyły...



Po kolejnych w tym roku anomaliach pogodowych start w Rajcza Tour chwilowo stał pod znakiem zapytania, ale determinacja i sprawność organizacyjna Wiesława Legierskiego jest godna podziwu i planowo stanęliśmy na starcie. Tylko pogoda się nie dostosowała... 5-6 stopni to jak na początek września z deka chłodno. Szczęśliwe (jeszcze) nie padało. Na początek wolny start, w formie pilotowanego przejazdu przez centrum Rajczy i gdzieś na 3 kilometrze poczułem tylko silne uderzenie tylnego koła o coś wystającego na drodze i po chwili jechałem już na kapciu. Wszyscy pojechali dalej, a ja zmieniałem gumę. Zastanawiałem się czy dalsza jazda ma sens, ale w sumie szkoda było marnować okazję przynajmniej na dobry trening. Małą pompką nabiłem koło ile się dało (i tak dużo za mało) i ruszyłem w pogoń.

Miejsce defektu było najgorsze z możliwych, po krótkim podjeździe na początek potem praktycznie zjazdy i płasko, nie wiele pod górę, oprócz samej końcówki. Trasa zbyt łatwa, żeby rozbić peleton, a gonić dużą grupę samemu zmagając się z wiatrem jest ciężko. Żeby odrobić ponad 10 minut straty trzeba by jeździć jak Cancellara. Ale jak już postanowiłem robić trening to tak wytrwałem do końca, równo, mocno, udało się dogonić gdzieś połowę stawki. 120 km samemu w dobrym tempie z kilkoma podjazdami, nie jest źle. Szkoda tego pecha. Na koniec, już po przyjeździe na metę większości zawodników już standardowo w tym roku zaczęło lać...

Na pocieszenie wylosowałem parę gadżetów od Penco, a miał być rower :P, no i chyba definitywnie przypieczętowałem generalkę Road Maraton w M2. Teraz pozostaje tylko czekać na zapowiadane przez Wieśka atrakcje szykowane na przyszły rok!

No comments: