Sunday, September 12, 2010

fioletowo mi

Heh, znowu mogłoby być o pokorze, ale to już nudne się staje i w końcu musi się coś zmienić. W sumie nie jest źle, wczorajszy wyścig w Wieliczce zakończyłem na drugim miejscu open wygrywając po drodze premię "górską" Czesława Langa. Ale po kolei...

Trasa ostatnich dwóch edycji "Kolarskiej Majówki" w Wieliczce nie jest dla mnie sprzyjająca, dojechanie w dużej grupie to byłoby skazanie się na porażkę, więc plan był prosty - uciekam. Założyłem dwie opcje, albo od startu, albo po premii lotnej na jednym z początkowych okrążeń. Plan pierwszy pokrzyżowała trochę runda honorowa, ale i tak oddałem kilka skoków, żeby przynajmniej się rozgrzać, potem spokojniej w grupie. Bodajże na piątym okrążeniu na linii start-meta była lotna premia, nawet nie próbowałem walczyć, ale jak tylko minęliśmy kreskę podążyłem za Marcinem Korzeniowskim, a po chwili już samotnie gnałem do przodu.

Po kilku okrążeniach przypominało mi się, żeby zobaczyć, ile kółek do końca i jak zobaczyłem 11 to trochę zwątpiłem, ale trzeba było napierać dalej. Chyba na siódmym okrążeniu od końca usytuowana była premia (powiedzmy, że) górska, którą minąłem samotnie, a za wygranie której był okazały puchar, największy teraz w mojej kolekcji :)

Na cztery okrążenia przed metą dojechał do mnie zawodnik z Felta, peletonu widać nie było, więc wspólnie jechaliśmy dalej. Najgorsze, że zaczęło dość mocno mrzyć i zrobiło się bardzo ślisko, pod górę koło nabite 11 atmosferami chwilami kręciło się z miejscu... I ta zmiana warunków kosztowała mnie szansę powalczenia o wgranie całego wyścigu. Na przedostatnim okrążeniu, w sumie na wydawać by się mogło najłagodniejszym nawrocie, uślizgło mi się koło i dobre naście metrów przejechałem na dupie, zapierając się na końcu nogą, żeby nie wpaść do rowu... Szczęśliwie udało mi się szybko pozbierać i ruszyć dalej, rywal niestety nie poczekał, peleton nadal był z tyłu w bezpiecznej odległości, więc na metę przyjechałem spokojnie drugi.

Pomimo niezbyt ciekawej trasy, którą mam nadzieję uda się urozmaicić na przyszłe edycje, wyścig w tym roku był dla mnie całkiem sympatyczny. Trening przed bikeholikową czasówką na zakończenie sezonu też był dobry, pod 40 km/h lekko pod górę, nawrót, 50 po płaskim, nawrót i znowu, i znowu.. Pechowo znowu z tą kraksą, szczęśliwie oprócz lekkiego szlifa na biodrze nic więcej się nie stało. Teraz znowu maluję nogę na fioletowo :D

No comments: