
Za nami pierwsze małe wakacje podczas gdy pracujemy na Gibraltarze. Krótkie, ale za to bardzo treściwe. Jeszcze kilka miesięcy temu zastanawialiśmy się czy Dorotka po zeszłorocznych przygodach będzie w stanie pokonać trudności górskich podjazdów Sierra Nevada... Pokonała! I to jak :)

W sobotę był wyścig. Start w Pradollano, czyli na ponad 2000m n.p.m. i zaliczanie okolicznych podjazdów. Główna droga jest zrobiona tak, żeby mogły wyjechać na górę ciężkie samochody dojeżdżające do stacji narciarskiej, ale to boczne potrafią być strome. 92km i prawie 3km w pionie. Start, jak dla mnie, trochę nie fair. Miał być zneutralizowany zjazd do Granady i dopiero stamtąd ściganie, a wyszło tak, że po zjechaniu na dół miałem pewnie z 10-15 minut straty do czołówki. Pozostało gonić i gonić. Ostatecznie dojechałem w okolicach 20-tego miejsca open i 10-ty wśród tych którzy przyjechali na 2 dni. Dorotka 3-cia wśród kobiet.
Drugi dzień to wjazd na Veletę. Z Granady (ok. 730m n.p.m.) pod szczyt drugiej co do wysokości góry w sierra Nevada na trochę ponad 3000m n.p.m.. Około 35km non-stop pod górę. Skończyłem 12-ty open i 5-ty w etapówce, co dało też 5-te miejsce w generalce po dwóch dniach. Zwycięzca trasę pokonał z średnią prędkością ponad 20km/h... Mi wyszło ponad 17. Niestety ostatnie kilometry po bardzo zniszczonej drodze, często po pisaku i kamieniach.Na zakończenie dostaliśmy z Dorotką (która w generalce po dwóch dniach była 2-ga) na spółkę statuetkę dla klubu 'mas lejano' :)
Kolejne dni to zwiedzanie Granady (Alhambra, katedra) i parę przejażdżek po okolicy. Odwiedzili nas moi rodzice, więc mieliśmy miłe towarzystwo, dodatkowy doping i kilka fajnych sesji foto.
Powyższe zdjęcia ze strony photodeportes.com
[1] i
[2]
No i nasze piękne :)
Większa galeria będzie wkrótce.
No comments:
Post a Comment