Sunday, August 7, 2011

Brzegi

Tygodniowy urlop miał zacząć się wyścigiem Tatry Tour. Niestety pogoda okazała się mało łaskawa i postanowiłem zrezygnować ze startu. Będąc w Starych Smokowcach długo wahałem się nad ostateczną decyzją, ale jednak zwyciężył (mam nadzieję) rozsądek. Nie chciałem jechać na wycieczkę, a ponad 5 godzin w deszczu i zimnie, w dodatku na górskiej trasie pełnej szybkich zjazdów powodował obawę, że ściganie może się zakończyć mało pomyślnie. Była jeszcze opcja startu na krótkiej trasie, jednak koniec końców i to wydawało się być mało sensowne. Powróciwszy na miejsce noclegu w Brzegach wybrałem się jeszcze na spacer na Głodówkę chcąc zobaczyć przejeżdżający peleton, ale trochę źle wyliczyłem czas i nie uśmiechało mi się stać w deszczu, a że nawet policjanci nie wiedzieli, gdzie jest czołówka to wróciłem z powrotem. Szkoda kolejnego prestiżowego wyścigu na Słowacji w tym roku :/ - chociaż nawet na spacerze zdrętwiały mi trochę dłonie to nawet nie chcę myśleć, co by było na wyścigu.

Brak startu w Tatry Tour trochę zburzył mi plan pobytu, a że dodatkowo pogoda w kolejnych dniach nadal nie była delikatnie mówiąc najlepsza, trzeba było wykorzystywać każdą chwilę słońca, żeby dobrze przygotować się do kolejnych startów. W niedzielę udało się na sucho, wcześnie rano zaliczyć kilka razy Zdziar i zrobić rekonesans końcówki etapu TdP dla amatorów. Poniedziałek regeneracyjne termy na Banii w Białce i krótka przejażdżka. We wtorek objazd pełnej pętli etapu touru z Gliczarowem i kawałek czwartkowej pętelki, którą będą pokonywać zawodowcy. Mimo że nie padało to skończyłem cały w błocie... Nawet gospodarze mówią, że takiej parszywej pogody w wakacje to dawno nie było.

W środę po raz pierwszy obudziło mnie słońce... Plan zakładał wybranie się z grupą kolegów z forumszosowe.org na Śląski Dom. Od początku nie planowałem wjazdu pod schronisko, raz, że już tam byłem, dwa byłem prawie pewny, że wąska droga przez regiel górny będzie cała w pozostałościach ostatnich opadów. Wstępnie myślałem nad pokatowaniu Szczyrbskiego Plesa, ale gdy wjechaliśmy na tatrzańską magistralę widać było, że na Wysokich Tatrach po stronie słowackiej zawiesiło się sporo czarnych chmur. Na ponowną błotną jazdę nie miałem ochoty, więc zawróciłem i pozwiedzałem znane podjazdy. Wystarczyło, że trochę zaświeciło słońce, a już w kierunku parkingu na Łysej Polanie kilkukilometrowy korek... nie ma to jak uciec z zatłoczonych miast na łono natury.

Kolejny dzień, o dziwo, znów zaczyna się słonecznie. Po śniadaniu jadę do Bukowiny odebrać numerek do startu w Tourze dla amatorów. Na parkingu przed termami stacjonuje kilka grup zawodowych, nareszcie widać, że jesteśmy w trakcie wyścigu World Tour. Potem na termalne masaże do Białki – najważniejsze teraz to dobre naładowanie akumulatorów. Po basenie przejażdżka na premię na Głodówce, tam obiad i oczekiwanie na przejazd kolarzy. Jednak pętla była dość długa i kolejnej godziny stać tam mi się nie chciało, więc powrót na kwaterę, zmiana ciuchów na cywilne i z buta na drogę z Głodówki do Bukowiny - akurat na drugi przejazd pędzącego w dół peletonu. Już miałem iść oglądać resztę w TV, ale ze spotkanymi znajomymi wybieram się jeszcze na spacer w kierunku Głodówki, celem zdobycia kilku gadżetów ;) Trzeci przejazd ze strefą bufetu, więc w rękach ląduje kilka bidonów. Końcówkę postanawiam jednak zobaczyć na szklanym ekranie. A ogólnie to mając w pamięci oglądanie na żywo Tour de France to przejazd kolumny TdP wygląda blado. Kolumna reklamowa po prostu śmieszna, pamiątek żadnych, jeżdżenie w kółko też jakieś takie dziwne. Zawodnicy też chyba się oszczędzali przed dużo trudniejszym na papierze etapem piątkowym.

Od piątku ostra zabawa. 400 wyścigowych kilometrów w 3 dni z rzędu. Więcej wkrótce.

No comments: