Sunday, May 9, 2010

pod górę

Jakoś na razie nie mam szczęścia do ścigania w tym roku. Miało być dobre 150 wyścigowych kilometrów przez weekend, a skończyło się na 4... Bardzo fajną trasę w Masłowie zakończyłem po pierwszej górze szlifując asfalt. Kask do wymiany, ręka do wymiany, rower na szczęście cały... w sumie nic się nie stało, ale dalsza jazda straciła sens. Dziś miał być Strawczyn, ale lało tak, że prowokowanie losu po raz drugi byłoby głupotą. Z resztą nawet nie wiem czy w końcu wyścig się odbył, bo wiele osób zrezygnowało. Zrobiliśmy sobie tylko trening pod Ostrowcem, na szczęście oszlifowana noga się jakoś kręci. No i w sumie kolejny weekend podróżnika, 600 km samochodem bez efektu wyścigowego. Mam nadzieję, że limit pecha się powoli wyczerpuje...

No comments: