Tegoroczna Jarna Klasika nie przyniosła tak wspaniałych rezultatów jak ubiegłym razem. Złożyło się na to kilka czynników. Jednak chyba słabsza forma niż rok temu. Prawie dwa tysiące kilometrów mniej niż o tej porze zeszłego roku ma chyba jakieś znaczenie, przy kilkunastu bardzo mocnych zaciągach podczas jazdy w peletonie zaczynają się kłopoty... Ale i tak, głównym powodem słabszego wyniku jest znów brak sprzyjającego losu.
Mocny start ze Sm

okowców, jazda w kierunku Spiskiej Beli i nieustająca nerwówka i znowu kraksy... Tym razem, niestety i mnie to dotyczyło. Ostre hamowanie grupy, uciekanie na boki, zaczepione kierownice, otb i leżę w rowie. Szybko jednak udało mi się pozbierać i rozpocząłem gonitwę za główną grupą. Po autach udało się dojść w miarę szybko, ale przebić się do przodu nie było już za bardzo jak. No i, gdy za miejscowością Huncovce zaczęły się hopki, gdzie notabene poszła decydująca ucieczka, w środku grupy zrobiła się przerwa i, żeby przebić się znowu do czoła peletonu trzeba było bardzo dużo wysiłku. Udało się dopiero w Abramovcach, ale nic w tym dziwnego jak średnia w tym momencie oscylowało w okolicach 45 km/h. Tam ostry zjazd z prędkością pod 85 km/h i chwila oddechu. Niestety gonitwa trochę się odbiła na dyspozycji i przed pierwszym poważniejszym podjazdem na Teplice miałem lekkie problemy, żeby trzymać tempo grupy. Na szczęście sobie nie odpuściłem i jak zaczął się podjazd to jadąc rytmem zmęczenie trochę puściło.
Na górze zaczął lać deszcz... Dobrze, że poprawili asfalt w tamtych okolicach, więc jechało się szybko i bezpiecznie mi

mo ulewy. Ostatnie "atrakcje" powodziowe wymusiły zmianę trasy i ominięcie Szczyrbskiego Plesa. Na magistrale tatrzańską wjeżdżaliśmy przez Mengusovce. Podjazd, jakich nie lubię najbardziej... Trzeba mocno cisnąć, ciężko jechać w rytmie, no i trochę strzeliłem. Myślałem, że to już będzie koniec i sobie spokojnie dojadę do końca, ale mocno dokręcając jeszcze przed Smokowcami doszedłem z powrotem do pierwszej grupy. Podjazd na Hrebieniok to już klasyka. Trochę żałuję, że nie pojechałem go całkiem "w trupa", ale jednak zmęczenie i wcześniejsze wydarzenia jakoś mnie przyblokowały. Ale i tak swoim tempem docieram na metę na 26 miejscu open (15. w kategorii) ze startą niespełna 4 minut do zwycięzcy z ucieczki. Do drugiego miejsca w kategorii i powtórki z roku ubiegłego zabrakło niespełna 1,5 minuty... Szkoda. Teraz jednak dopiero czuje, że dość mocno zbiłem kolano (tym razem ucierpiała prawa noga), i wiem, że długa gonitwa za peletonem nie pozostała bez efektów na finiszu, więc w sumie mogę być zadowolony. Średnia ponad 36,5 km/h na tej trasie przy wspominanych niespodziankach to dobry wynik. Także, walczymy dalej :D