Sol
Inaczej być nie mogło, głownie towarzyszyło nam słońce. Można powiedzieć, że nawet aż za bardzo, gdyż ostatni dzień w Sierra Nevada spędziliśmy na nartach niczym beduini okryci od stop do głów, żeby się chronić przed słońcem, które dzień wcześniej spaliło nas konkretnie. Ja teraz zmieniam wężową skórę na twarzy.
Zaczęliśmy od słonecznej Almerii, na chwile tylko chowając się pod ziemie, żeby zobaczyć schrony z czasów wojny domowej. Warto! A szczególnie z przewodnikiem!
Słońce też towarzyszyło nam podczas rowerowych zmagań wyścigowych, o których troszkę więcej na końcu.
Frio
Opuszczając prowincje Almeria, po "przejażdżce" na Alto de Velefique, w poniedziałkowe przedpołudnie dopadła nas wspomniana fala zimna. Zaczęło padać, a gdy dotarliśmy do naszego następnego przystanku, jakim była Caravaca de la Cruz temperatura przez dwa dni oscylowała w okolicach 5 stopni, a w wyższych partiach gór otaczających miasteczko spadło trochę śniegu.
Nie przeszkodziło to nam w eksploracji miasteczka, które jest jednym z najświętszych miejsc chrześcijaństwa z uwagi na relikwie drzazgi z Krzyża Chrystusowego. Udało się też zaliczyć trochę kilometrów między Caravaca a Moratalla.
Agua
Pod wieczór dotarliśmy do Mar Menor (Morza Mniejszego), które jest oddzielone od Morza Śródziemnego półwyspem zwanym Manga, czyli rękaw.
Ulokowaliśmy się na 13 pietrze apartamentowca... Widoki super! Samo miejsce jednak jest już idealne dla tych tylko, którzy lubują się w plażowaniu i nie odpycha ich blokowisko usytuowane przy plaży. W lecie zjawia się tam ponoć pół miliona ludzi, żeby korzystać z kąpieli w obu akwenach. Woda w Morzu Mniejszym ponoć dochodzi do 38 stopni.
Viento
Wiatr był dodatkowa "atrakcja" naszego pobytu nad Morzem Mniejszym. Duło tak, że jadąc na rowerze ciężko było poruszać się do przodu, a zawracanie wymagało umiejętności akrobatycznych.
Sama Cartagena, pomimo ze historycznie doświadczyła wiele, nie rozkochała w sobie od pierwszego wejrzenia. Być może przez to, ze przez pokolenia kolejne budowle były wznoszone na ruinach innych miasto poza kilkoma zakątkami wygląda jakby było zaniedbane.
Cartagena była naszym ostatnim przystankiem w regionie Murcia. Stamtąd udaliśmy się do Nijar, znów do Almerii, żeby wziąć udział w pierwszej edycji Vuelta Cicloturista a Almeria.
Na zakończenie tejże znów towarzyszył nam wiatr, z którym trzeba było się zmagać przez ostatnie 20 kilometrów trzeciego etapu zawodów.
Nieve
Po zawodach, z miejscowości Tabernas pojechaliśmy prosto do Pradollano położonego wysoko w Sierra Nevada. Powyżej 2000 metrów n.p.m. leży całkiem sporo śniegu, tak że otwartych jest nawet więcej tras narciarskich niż pamiętamy z zeszłego roku. Przez dwa dni całkiem zapomnieliśmy o "rzeczywistości" korzystając ze świetnych warunków do jazdy. Było zarówno troszkę roweru, jak i kilkanaście bitych godzin szusowania do stokach Velety.
Bici
Punktami, które wytyczyły nasza trasę były zawody, w których braliśmy udział. W Almerii zaczęliśmy od Ruta del Andarax, gdzie oboje otarliśmy się o podium kończąc na czwartych miejscach.
Wspominana już Vuelta Cicloturista a Almeria składała się z 3 etapów i pozwoliła oprócz pojeżdżenia na wyższych obrotach lepsze poznanie naszej nowej-starej drużyny. Tym razem udało się tez wspiąć na podium, Dorotka wygrała wśród pan, a ja bylem trzeci w masters 30 i siódmy w generalce.
Przyszłoroczna Vuelta może być interesującą propozycją dla miłośników Calpe. Ostatecznie Carboneras, które ugości start edycji 2017, nie jest aż tak daleko.
W sumie oprócz zwiedzania i nart pokonaliśmy około 900 rowerowych kilometrów, w tym około 400 na zawodach.
Zdjęcia z całej wyprawy w galerii.
No comments:
Post a Comment