Wednesday, May 21, 2014

pirineo costa del sol

Za nami pierwszy prawdziwie wyścigowy weekend w tym roku, który spędziliśmy w okolicach Malagi. Po piątkowej, późnej, firmowej kolacji w sobotę rano wyjechaliśmy do Torremolinos, gdzie w hotelu Zen mieliśmy bazę na ten weekend. Na pierwszy ogień poszło popołudniowe kryterium w Churrianie - 'circuito urbano' z odcinkiem wzdłuż lotniska w Maladze, zakrętami i krótką ścianką w mieście. Dla mnie bez historii. Nie lubię i nie umiem się znaleźć w takich zawodach, a mając w głowie niedzielny wyścig po górach zrezygnowałem gdzieś w połowie. Dorotka ambitnie przejechała całość i zgarnęła okazały pucharek.

Refleksja z sobotniego wieczoru jest taka, że świat jest mały. Trafiliśmy do pizzerii, na notabene pyszną pizze, w której butelki po polskiej wódce Belweder stanowiły jeden z głównych punktów wystroju. A sama knajpa była prowadzona przez Argentyńczyków. 


Jak już wspomniałem w niedziele czekały nas góry. Ponownie zawitaliśmy do Alfarnate, które w zeszłym roku było miejscem naszego debiutu w zawodach na hiszpańskiej ziemi. Tym razem było ciut cieplej (rok temu 4-5 stopni), a po porannej mgle wyszło piękne słońce. Okolica jest nazywana Pirenejami Costa Del sol i coś w tym jest, gdyż naprawdę jest tam pięknie. Zawody ciężkie, ale w końcu byłem po nich z siebie zadowolony. 7 miejsce open i 4 w Masters 30. Podium było w zasięgu i generalnie jest lepiej, choć teraz przychodzi walczyć w najtrudniejszej kategorii. Doduś druga wśród pań, z niewielką stratą do zwyciężczyni i ogromną poprawą w stosunku do poprzedniego roku, gdy były to pierwsze zawody po problemach zdrowotnych.

No comments: