Szósta edycja Pętli Beskidzkiej po raz pierwszy wystartowała z Wisły. Na dzień dobry mieliśmy właśnie wspomnianą premię na przełęczy Salmopolskiej. I potem klasycznie przez Milówkę, Istebną, Kubalonkę z powrotem do Wisły z rundami na Zameczku dla jadących dłuższą pętlę. Trochę niemiłym zaskoczeniem był start w grupach wiekowych... Powoli trzeba chyba dojrzewać do tego, żeby przy większej frekwencji robić sektory na podstawie przeszłych wyników i umożliwić wspólną rywalizację wszystkim jadącym na podobnym poziomie niezależnie od wieku. Jak już o mankamentach - to jednak zrobiło się trochę zamieszania w okolicach bufetu na Kubalonce i zjazdu w bardzo dużym ruchu do Wisły. Nie było tam zbyt bezpiecznie.
Poza tym jednak super. Trasa bardzo fajna. Pomimo tego, że chyba najkrótsza w historii to przy panującym upale było się gdzie zmęczyć. Początkowo tempo nie było co prawda zbyt wysokie i było dużo oglądania się na siebie, ale końcówka to już mocna jazda. Trochę przeliczyłem się z zapasem wody na końcu. I mimo że na drugą rundę z Zameczkiem wjeżdżałem z pełnym bidonem to ostatni podjazd na Salmopol pokonywałem z dreszczami... i nie byłem w stanie odpowiedzieć na atak Wojtka Niewidoka już na początku podjazdu.
Najważniejsze, że udało się przejechać bezpiecznie, bo kilka zdradliwych momentów czekało po drodze na wszystkich. Najdosadniej o tym przekonał się Tomek z Bikeholików, który na wirażach w Koniakowie zaliczył spotkanie z motocyklistą i rozbił rower. Szkoda włożonych w przygotowania pracy i wysiłku, ale zdrowie najważniejsze - wiem coś o tym.
P.S. "dwójeczki" powinny być pewnie wiślańskie, ale wiadomo ;)
No comments:
Post a Comment