Tuesday, August 12, 2014

gonitwa z bykami

To miał być spokojny weekend, w cichej miejscowości Villaluenga del Rosario,w górach Sierra de Grazalema poświęcony głównie potrenowaniu w pięknych okolicach. Wyszedł weekend pełen wrażeń, nowych doświadczeń i, a jakże, porządnej jazdy.

Gdy zawitaliśmy do miasteczka w piątkowy wieczór i zobaczyliśmy plakaty z imionami byków, które miały wystąpić w tej edycji "Toro de Cuerda" myśleliśmy, że ma odbyć się jakiś targ zwierząt. Krótka przejażdżka, spacer i położyliśmy się spać. Ale zaraz po tym nasz odpoczynek został zakłócony przez kakofonię dźwięków dochodzącej z imprezy odbywającej się w miasteczku. "To pewnie tylko piątkowa impreza" - myśleliśmy. Skończyli koło 4 rano, a my zgodnie z planem o 8 już byliśmy na przedśniadaniowym treningu na podjeździe między Ubrique a Benaocaz.

Przy śniadaniu okazało się, że nocna impreza to nie jest cotygodniowy zwyczaj, ale początek obchodów małej fiesty z okazji dnia Świętego Rocha. Fiesty, która oprócz nocnych balang ma w planie gonitwę z bykami po mieście, koncert i niedzielną procesję. Bo "Toro de Cuerda" to nie targ, ale właśnie zabawa w ganianego z bykiem.

Pierwszego byka wypuścili na ulice miasteczka w sobotnie południe. Trzeba przyznać, że jest to bardzo dziwne uczucie, gdy wejdzie się w taki tłum wyglądający byka, a potem razem z nim ucieka w bezpieczne, zakratowane miejsca. Adrenalina! Niektórzy chyba są od niej uzależnieni. Na wieczór zaplanowano gonitwy z dwoma kolejnymi bykami, ale w między czasie przyszła dla nas pora na Puerto de las Palomas w upalne popołudnie. Dawno nie wypiłem tyle wody, w tak krótkim czasie, a i tak bez bomby na koniec się nie obyło. Na szczęście w pokoju czekał słoik meloja.

Kelner w naszym hotelu, który był jednym z prowadzących byczy wyścig mówił, że po całodziennych zmaganiach tylko jedna osoba dostała mocniej rogiem... Po bykach przyszła pora na kolejną imprezę, która trwała gdzieś do piątej rano. W niedzielny poranek twardo wstaliśmy i przed śniadaniem zaliczyliśmy pętlę przez przełęcz El Boyar. Potem była msza i procesja ze Świętym Rochem. Ludzie pytali z jakiej choinki się urwaliśmy, że byliśmy na bykach, procesji i teraz na rower wychodzimy... Bo po obiedzie zrobiliśmy jeszcze małą przejażdżkę do Ubrique i trzeba było wracać. Żegnał nas super księżyc, a czuliśmy się jakbyśmy spędzili w Villaluenga z tydzień, a nie króciutki, spontaniczny weekend.

No comments: